Nie wiedziałem, czego się spodziewać po Mendozie. Zastała mi polecona, jako punkt obowiązkowy do zwiedzenia, przez Argentyńczyka, który powiedział, że to niezwykle piękna część świata. Ja z kolei wiedziałem już, że jest to także kraina wina Malbec – tak więc istniały dwa dobre powody, aby ją odwiedzić.
W rzeczywistości, Mendoza ma klimat górskiego uzdrowiska – trochę jak Aspen i Steamboat Springs w USA lub Andorra la Vella i Chamonix w Europie. Miasto leży bardzo blisko w gór, więc w okresie zimowym jest popularne wśród narciarzy i snowboardzistów. Kiedy jednak śniegi topnieją nadchodzi czas, gdy miejscowi chowają narty z powrotem w szopach i wyciągają swoje rowery szosowe lub górskie.
Rower sprowadza się tu przede wszystkim do codziennej jazdy użytkowej. W okolicach uniwersyteckich da się zauważyć pewną liczbę hipsterskich single-speed’ów, z podrasowanymi oponami, ale generalnie ludzie jeżdżą wszędzie na rowerach górskich (zapewne dlatego, że jakość dróg pozostawia wiele do życzenia). Wiele dzieciaków spotyka się w parkach i placach w mieście, siedząc na trawie, otoczonych ich masywnymi MTB. W nocy, gdy zapełniają się bary, ulice są nimi upstrzone.
Moje pierwsze dni w Argentynie spędziłem w Buenos Aires, gdzie było absolutnie lodowato. Nie tak zimno jak w Londynie, czy Krakowie, ale o wiele chłodniej, niż mógłbym się spodziewać. Odczułem więc ulgę, gdy dotarłem do Mendozy i wyszło słońce.
Po przyjrzeniu się wycieczce rowerowej po winnicach i odkryciu, że kosztuje ona $150, postanowiłem pozostać przy klasycznej formule spontanicznej wycieczki rowerowej – znaleźć rower, odnaleźć wzgórze, zobaczyć, co jest na szczycie i zjechać z powrotem w dół jak Vincenzo Nibali zjeżdzając z Ventoux. Działa za każdym razem!
Na stronie hostelu, w którym nocowałem twierdzili, że wynajmują rowery, ale przy sprawdzeniu okazało się, że to najżałośniejsza kolekcja gruchotów, jaką udało mi się widzieć w całym moim życiu. W końcu wynająłem rozklekotany czerwony rower z wypożyczalni w głównym parku Mendozy. Prowadził się nawet nieźle i zaskakująco gładko wchodził w zakręty na zjazdach. Łańcuch spadł mi tylko trzy razy, więc było całkiem przyzwoicie.
Po szybkiej wycieczce wokół jeziora w centrum el Parco udałem się na zachód w kierunku Andów i mini-góry o nazwie Cerro de la Gloria. Na górze znajdował się dziwaczny, ale fajny pomnik.
Następnie wróciłem do miasta na jakiś posiłek regeneracyjny. W tym przypadku mogę go tylko opisać jako „super-pizzę”, składającą się przede wszystkim z sera, a następnie warstwy steków. Na podłożu z frytek.
Jeśli udajesz się do Mendozy, to skorzystaj z okazji, aby wsiąść w pewnym momencie na rower. Miasto oferuje rowerowy plan miejski, podobny do tych, które można dostać w Nowym Jorku, Amsterdamie i Londynie. Dodatkowo, działa tam wielu operatorów turystycznych, mogących zorganizować ci wycieczkę.
Tom Owen, to dziennikarz zajmujący się tematyką rowerową, który przemierza świat w poszukiwaniu przygód na dwóch kołach. Na rowerze zjeździł Bali, Wietnam, Andorę, Hiszpanię, Kambodżę, Tajlandię i Wielką Brytanię. Tej zimy wybiera się do Ameryki Południowej, aby eksplorować kulturę rowerową Boliwii, Argentyny, Kolumbii i wielu innych miejsc. Tom będzie nam opisywał swoje doświadczenia, tak więc zaglądajcie na nasz blog, aby na bieżąco sprawdzać postępy w jego podróżach.
Strona korzysta z plików cookies dla poprawnej realizacji usługi i zgodnie z Polityką Prywatności (pliki cookies pkt 9.). Możecie Państwo określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w swojej przeglądarce. Polityka prywatności
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.